Robert gorączkowo przemierzał korytarz szpitala warszawskiego. Krążył w tą i z powrotem. Najgorsza była niewiedza. Ta cholerna niewiedza doprowadzała go do szału. Do tej pory wszystko było idealnie. Świeżo upieczony małżonek żył tylko swoim szczęściem. Jak mógł być tak ślepy? Jak mógł nie zauważyć, że z jego żoną dzieje się coś złego? Jego cudowną żoną?
Usiadł na krześle, przecierając oczy dłońmi. W myślach powtarzał sobie ciągle:Wszystko będzie dobrze.
Bo wszystko było do tej pory dobrze. Małe sprzeczki o to co jedzą na śniadanie, małe sprzeczki o zbyt szybką jazdę piłkarza samochodem, wzajemne zrozumienie, wzajemne wspieranie, wzajemne zaufanie i miłość odwzajemniona. Od kilku tygodni On- Mąż, Ona-Żona i życie toczyło się spokojniej. Masz tą osobę, dla której wracasz z uśmiechem do domu, dla której grasz? No to jesteś szczęściarzem.
Wszystko było idealnie.Do dzisiejszego poranka.
Obraz żony upadającej na podłogę, odgłos pędzącej karetki.
Czujesz, że coś się zmienia.
Robert spojrzał na drzwi, które ktoś powoli otwierał. Podniósł się z krzesła i wstał. Zza drzwi wyjawiła się postać w białym fartuchu. Podszedł do lekarza bliżej.
- Panie doktorze co z moją żoną?- spytał, oczekując odpowiedzi, którą bez przerwy powtarzał sobie w myślach:Wszystko będzie dobrze. Lekarz spojrzał na Niego, wkładając jedną rękę do kieszeni. Te rozmowy miał wykute na pamięć. Codziennie po kilka takich przypadków. Codziennie przez kilkanaście lat pracy. A jednak za każdym razem, było tak trudno.
- Panie Robercie.. Pana żona.. Pana żona ma białaczkę.
Robert popatrzył na lekarza, analizując jego słowa. Białaczka?Ania ma białaczkę?- pytał siebie w myślach.
- Ale panie doktorze to jest niemożliwe. Moja żona ona jest.. ona trenuje karate, jest zawodowym sportowcem i bardzo zdrowo się odżywia. To nie jest możliwe- powtórzył, czując jak ta informacja zawładnęła jego myślami.
- Ja wiem, że jest to dla pana trudne, ale musi pan zrozumieć, że tak jest. Niestety pana żona trafiła do Nas późno. Za późno- oczy lekarza uniosły się na Roberta, zastanawiając się czy zrozumiał słowa kierowane do Niego.
- Jak to za późno?- spytał Robert, chcąc usłyszeć inną odpowiedź, jaką sobie wyobraził.
- Rozwój białaczki jest na takim stadium, że medycyna jest bezsilna.
Nie mógł uwierzyć w to co słyszał. - To jakiś sen, i to koszmar- powiedział sobie w myślach.
- Panie doktorze, jak długo , jak długo moja żona będzie żyć?- to zdanie nie mogło przejść mu przez gardło.
- Miesiąc, góra dwa- powiedział i odszedł.
Robert odwrócił się i obserwował jego kroki w stronę wyjścia. Nagle pojawiła się myśl w jego głowie.
Pobiegł za lekarzem.
- Panie doktorze, czy ja mógłbym zabrać żonę do domu?- przygryzł wargi, czując na nich jeszcze poranny pocałunek Anny.
- Lepiej byłoby gdyby żona została w szpitalu- takiej odpowiedzi się nie spodziewał, ale próbował przekonać lekarza do swojej decyzji.
- Ale pani doktorze, sam pan powiedział, że medycyna jest bezsilna. Niech pan mnie zrozumie dopiero co wzięliśmy ślub. Chciałbym...chciałbym dobrze wykorzystać te ostatni dni Naszego życia.
- Rozumiem. Dobrze. Niech pan jutro rano przyjedzie do żony. Ja wypisze leki, które żona będzie musiała zażywać. A teraz może pan się zobaczyć z żoną.
Robert bez słowa skierował się do sali, na której leżała jego Ania.
Zobaczył ją na łóżku. Jej oczy nie świeciły tak jak dawniej, zniknął ten cudowny uśmiech. Usiadł przy jej łóżku, dotykając jej ciepłej ręki. Spojrzał na Nią i uśmiechnął się tak jak zawsze.
- Robert, ja..- po jej policzku spłynęła łza.
- Cii.. Kocham Cię- stwierdził spokojnie i pochylił się. Musnął jej wargi, całując jak nigdy wcześniej. Z innym uczuciem, z inną świadomością.Odsunął się, nie odrywając od Niej wzroku.
- Robert, ja.. ja myślałam, że to nic. Na początku myślałam, że to zwykłe zmęczenie. Nie chciałam przerywać treningów, a potem.. potem byliśmy zajęci przygotowaniami do ślubu. Nie miałam czasu. Chciałam.. chciałam za Ciebie wyjść i..- jej oczy zalały się łzami.
Przytulił ją, delikatnie całując w czoło. Wiedział, że dalej nie poradzi sobie z ukrywaniem negatywnych emocji.
- Kochanie, pamiętasz, że moja mama miała przyjechać? Muszę już iść. Ale jutro, jutro rano przyjadę po Ciebie i zabiorę Cię do domu. Kocham Cię.- szepnął, zabierając swoją dłoń z dłoni ukochanej. Uśmiechnął się czule i wyszedł.
Wyszedł ze szpitala. Poczuł delikatny powiew wiatru na swojej skórze. Wiatru, który pozwalał przeżyć licowe upały. Wzniósł wzrok w niebo i ujrzał lecący samolot.
Wszystko było tak jak dawniej, a jednak wszystko było inaczej.
Wsiadł do samochodu i ruszył do swojego domu.
Dokładnie chciał rozplanować ostatni miesiąc. Ale co potem? Odrzucił te myśli, zastanawiając się jak może wykorzystać te ostatnie dni. Jak sprawić, by ten okres był najpiękniejszym okresem w życiu Ani?
Z rozmyśleń wyrwał go dzwonek komórki. Odebrał.
- Tak?
- Syneczku, gdzie Wy jesteście?
- Mamo już jadę, porozmawiamy w domu. Cześć!
Wyłączył się szybko, czując jak po jego policzkach płyną łzy.
Dlaczego życie zawsze musiało się pieprzyć wtedy kiedy był najbardziej szczęśliwy? Czemu rak zabierał mu tak ważne osoby?
Wytarł łzy, dojeżdżając do domu.
Zobaczył jak zawsze uśmiechniętą matkę, czekającą przed domu.
- Cześć, synku. Gdzie Ania?- chciała go pocałować na powitanie, ale on bez słowa wszedł do domu.
Rozejrzał się. Czuł, że zaczyna być w Nim pusto.
- Siadaj- odrzekł, odsuwając krzesło.
Usiadł naprzeciwko, zastanawiając się co powiedzieć. A co powie rodzicom Ani, przyjaciołom, znajomym?
- Gdzie jest Ania?- zadała po raz drugi to samo pytanie mama.
- Ania..-westchnął.- Ania jest w szpitalu.
Poczuł na sobie wzrok mamy, uporczywie bawiąc się mandarynką na stole.
- W szpitalu? Ale.. ale jak to?- spojrzał na Nią. Jej zmartwiony wyraz twarzy utrudniał mu mówienie o tym dalej. Ale musiał. Musiał.
- Tak. Ania jest w szpitalu, bo ma białaczkę.- powiedział tak szybko, że aż sam był tym faktem zaskoczony.
- I co? Będzie mieć teraz chemoterapię?- słyszał jak jej głos powoli się załamuje.
- Nie, mamo. W takim stadium rozwoju choroby medycyna jest bezsilna. Ani został miesiąc, góra dwa miesiące życia.
Nie wytrzymał. Zakrył dłońmi twarz, łkając cicho i czując jak wychodzi z Niego żal, smutek, złość.
Poczuł jak mama obejmuje go za ramię.
- Pieprzony rak!- krzyknął.- Czy on zawsze musi mi odbierać osoby, które kocham nad życie?
Wstał po chwili i otarł łzy.
- Nic się nie liczy mamo. Liczy się tylko ten miesiąc. Tylko ten miesiąc.
*
Izabela przemierzała kolejne ulice Dortmundu. Dortmundu, miasta tak pięknego, że aż chciało się tu żyć. Skręciła w lewą uliczkę, którą miała dotrzeć do swej szkoły tańca. Miała się zgłosić tuż po przyjeździe.
Tuż po jej własnej ucieczce z domu.
Zobaczyła wielki napis na jednym z budynków : Tanzschule.
To tu miała spełnić swoje marzenia związane z tańcem. I to dzięki tej szkole miała rozpocząć nowe życie.
Weszła do środka. Zobaczyła recepcję i podeszła bliżej.
- Guten Tag. Ich bin Izabela Kaczmarek- zaczęła mówić po niemiecku.
- Dzień dobry- uśmiechnęła się recepcjonistka.- Tak, tak jestem Polką- dodała, widząc zdziwioną dziewczynę.
- Miło mi Cię poznać- powiedziała po chwili Iza.
- Mi Ciebie również. Jestem Kaśka. Chodź zaprowadzę Cię do pani dyrektor.
Już po dziesięciu minutach wyszła z gabinetu. Była szczęśliwa. Naukę mogła zacząć od jutra.
Mogła tańczyć w profesjonalnej szkole, uczyć się od najlepszych tancerzy-nauczycieli.
Pożegnała się z Katarzyną. Recepcjonistka była bardzo miła, a ona czuła że zaczyna ją lubić.
Wychodząc z budynku poczuła powiew wiatru. A może nie tylko powiew wiatru? Poczuła powiew nadziei. Jej życie zaczynało się zmieniać. I to chyba na lepsze. Tylko czy takie wydarzenia z życia mogą zniknąć bezpowrotnie jak wydawało się dziewczynie? Tak, była naiwna. I wiele ludzi tą naiwność wykorzystywało.
Może właśnie dlatego do tej pory nie pozwoliła sobie na tak radykalny krok jakim była ucieczka? Być może.
Och głupia, naiwna Izka znów zaczyna wierzyć w dobro ludzi i świata. Ale czy nie za szybko?
*
Jakub Błaszczykowski wspinał się po schodach do swojego dortmundzkiego mieszkania. Musiał wrócić. Zostawił ważne dokumenty, które były mu potrzebne do wyjazdu z rodziną na wakacje. Z rodziną, którą kochał nad życie. Z żoną Agatą, która dla Niego była największym oparciem. Samo poczucie stabilizacji i świadomość, że ma kogoś kto Cię kocha dawała mu wiele. Z córką Oliwką, którą obdarzył taką miłością jaką dostawał przez jedenaście lat życia. Od swojej mamy. Chciał stworzyć jak najlepszy dom dla swojej rodziny. Udało mu się, mimo tego że tak często go nie było w domu.
Zobaczył swojego kolegę, który wychodził z domu.
- Cześć Andreas- przywitał się.
- Kuba, a co Ty tu robisz? Stęskniłeś się za Dortmundem?
- No to też.
- Powiem Ci, że przyjechałeś w odpowiednim momencie. Masz nową sąsiadkę. Prześliczną. W dodatku Polkę.
- Naprawdę?
- No tak, tak. Lepiej szybko ją poznaj.
- Dobrze, wpadnę do Niej dzisiaj jak będzie w domu.
- Kuba, Kuba. Pamiętaj, że masz żonę- zażartował kolega.
Wspiął się wyżej. Na jednych z drzwi zobaczył tabliczkę: Izabela Kaczmarek.
Ominął je i otworzył drzwi swojego mieszkania.
Zdecydowanie jak na jedną osobę było za duże. Ale za to idealnie służyło na spotkania w męskim gronie.
Chłopaki z drużyny często do Niego wpadali. Zazwyczaj wtedy kiedy potrzebowali jakieś rady. O tak. Kuba może nie był psychologiem, ale za to przyjacielem był idealnym.
Rozejrzał się po mieszkaniu. Dokumenty zostawił na ławie w salonie. Miał je zabrać, wyjeżdżając ale spiesząc się na samolot po prostu o Nich zapomniał.
Przypomniał sobie o nowej sąsiadce. Zawsze utrzymywał dobre kontakty z sąsiadami, dlatego też chciał przynajmniej się z Nią przywitać. Otworzył barek, z którego wyciągnął butelkę wina. Nie wypadało iść z pustymi rękoma.
Zadzwonił dzwonkiem do mieszkania Izabeli.
Dzwonek do drzwi wyrwał dziewczynę z układania choreografii do kolejnej swojej etiudy.
Podeszła do drzwi i otworzyła je. Jej oczom ukazał się przystojny blondyn. Jakub Błaszczykowski. Doskonale go znała. Choćby z telewizji, choćby z gazet. Reprezentant Polski i zawodnik klubu Borussi Dortmund.
- Cześć. Jestem Twoim sąsiadem i przyszedłem się przywitać. Mogę wejść?- spytał, uśmiechając się.
- Pewnie. Zapraszam.
- Przyniosłem coś na dobry początek znajomości- stwierdził, pokazując na butelkę wina.
Dziewczyna uśmiechnęła się i wyciągnęła kieliszki.
- To czemu przeprowadziłaś się tu z Polski?- spytał.
- Wiesz co.. dostałam się do szkoły tańca.
- Naprawdę? To Ty musisz być dobra, bo tu tylko najlepszych przyjmują.
-Dzięki. A Ty? Co robisz w Dortmundzie? Nie macie czasem przerwy?
- Mamy, ale zostawiłem ważne papiery i musiałem wrócić.
Pili już kolejne kieliszki, czując że zaczynają się lubić. Dobrze im się ze sobą rozmawiało, a tematów do rozmowy było wiele. Może kiedyś nawet się zaprzyjaźnią?
Po chwili pili już drugą butelkę, którą Izabela kupiła dzisiaj, wracając ze szkoły.
- To za co wzniesiemy toast? Za zdrowie to zbyt staromodne. Może za rodzinę?- spytał Jakub.
- Tsa za rodzinę..Chyba za ojców, którzy mordują matki.
Trafiła w samo serce piłkarza. A jednak.. znała jego historię, przypomniała jego najgorsze wspomnienia.
- Albo za ojców, którzy przez lata molestują własne córki.. albo za braci, którzy bez słowa wyprowadzają się z domu i nie kontaktują się z Tobą...
Spojrzał na Nią. Mówiła to tak jakby opowiadała swoją własną historię. Ale czy to było możliwe, że taka dziewczyna miała takie tragiczne życie?
Z oczu dziewczyny poleciały łzy.Wino zrobiło swoje. Ogólnie było dobrze, tylko czasem to wszystko wracało i cholernie bolało. Tak, wspomnienia bolą.
Teraz wiedział na pewno, że opowiadała o sobie. Teraz wiedział dlaczego od razu polubił Izę.
Łączyła ich podobna historia, a takie rzeczy łączą bardziej niż cokolwiek innego.
Podszedł do Niej i przytulił ją. Ku jego zaskoczeniu odsunęła się do Niego w tym samym momencie gdy się do Niej zbliżył. Nawet wiedział dlaczego. Od tego momentu poczuł się za Nią odpowiedzialny.
No i jest.. Pierwszy rozdział, a już tyle emocji nagromadzonych.. Ciężko się pisało, ale mam nadzieję że jakoś to wyszło :)
Bardzo fajnie piszesz.Ciekawie się zapowiada. Super blog!. ;)
OdpowiedzUsuńSpodobał mi się sposób w jaki piszesz! Czekam na ciąg dalszy :)
OdpowiedzUsuńJa również jak osoby powyżej czekam na dalszą częśc :)
OdpowiedzUsuńZapraszam:
by-beautiful.blogspot.com
No tak, ja też piszę opowiadanie , ale o skoczkach ;)
OdpowiedzUsuńTwoje fajnie się rozkręca. Ale żeby uśmiercać Anię...
Zachęcam do nadrobienia zaległości w moim opowiadaniu ;)
onlymycreativity.blogspot.com